Wielkie miasto widzów

Rozmowa z Andrzejem Anuszem, koproducentem filmu „Kamienie na szaniec”

– Ilu widzów zobaczyło już „Kamienie na szaniec”?

– Premiera kinowa miała miejsce 7 marca 2014 r., a w ciągu miesiąca od tej daty film obejrzało 800 tys widzów.

– To tyle osób, ile mieszka w wielkim mieście, więcej niż liczba mieszkańców Krakowa czy Łodzi. Czy producenci są zadowoleni z takiego zainteresowania?

– Oczywiście, jest to liczba porównywalna z widzami innego filmu historycznego „Jack Strong” o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim. Mam nadzieję, że osiągniemy pułap miliona widzów w kinach.

– Czy da się określić, kto obejrzał „Kamienie na szaniec”?

– Grupą istotną są uczniowie, ich wycieczki na seans organizowały szkoły. Książka Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”, która stała się inspiracją dla twórców filmu, znajduje się na liście lektur dla trzeciej klasy gimnazjum. Wyjście do kina nie było więc dla uczniów wyłącznie atrakcją, ale częścią realizacji programu nauczania, chociaż oczywiście ekranizacja Roberta Glińskiego nie jest dosłowną adaptacją i nie zastąpi lektury książki Kamińskiego, powinna ją raczej uzupełniać.

Kamienie_B1.indd

– Przy okazji premiery filmu ukazały się również materiały dla nauczycieli. Mam nadzieję, że to nie sztywny szablon, tylko raczej ramy, które pedagodzy mogą swoją inwencją wypełnić, omawiając na lekcji książkę Kamińskiego oraz film Glińskiego?

– Publikacja materiałów dla nauczycieli wiąże się ze współpracą z wydawnictwem „Nowa Era”. Powstała pomoc naukowa, przydatna na lekcjach polskiego oraz historii czy wiedzy o społeczeństwie. Żaden szablon, raczej inspiracja, która pobudzi inwencję pedagogów i uczniów. Zanim jeszcze film miał swoją premierę kinową, w dniach 3-7 marca zorganizowano w różnych miastach Polski 30 pokazów „Kamieni na szaniec”, które obejrzało ok. 4 tys nauczycieli. Gotowe zestawy, wydane przez „Nową Erę” przydadzą się do dyskusji na lekcjach. Zawierają m.in. wykład profesora Rafała Habielskiego, dotyczący sytuacji Polski w 1943 roku.

– Ale nie wyprodukowaliście filmu wyłącznie dla szkół i pedagogów? „Kamienie na szaniec” nadają się… do oglądania, a nie tylko omawiania na lekcjach?

– Film adresowany jest do miłośników historii, czy wszystkich widzów w jakimś stopniu nią zainteresowanych. Z danych, którymi dysponujemy wynika, że przekrój widzów jest podobny jak przy innych filmach. Oczywiście, że nie tylko uczniowie „Kamienie na szaniec” oglądają.

– Przed ponad półwieczem Andrzej Wajda, ekranizując powieść Jerzego Andrzejewskiego „Popiół i diament” odszedł od wskazań kostiumologów i konsultantów historycznych. Kreowany przez Zbigniewa Cybulskiego Maciek Chełmicki nosił skórzaną kurtkę i modne okulary, nie takie jak akowcy, tylko jak młodzież czasów Polskiego Października. Dziś jednak wszyscy wyobrażają sobie Chełmickiego tak, jak go Cybulski u Wajdy odtworzył. Czy podobnie postąpił Robert Gliński z bohaterami „Kamieni na szaniec”? Grający Alka, Zośkę i Rudego aktorzy bardzo współcześnie się zachowują i wyglądają?

– Mogę tylko zgodzić się ze wskazaną przez Pana analogią. Wydaje się naturalne, że pragnąc przemówić do współczesnej młodzieży, twórcy filmu nadali aktorom, odtwarzającym historycznych bohaterów, wiele współczesnych cech. Bohaterów grają przecież młodzi aktorzy, w wieku Rudego, Zośki, Alka. Młodzież jest się w stanie utożsamić z tymi bohaterami. Stają się punktem odniesienia dla współczesnych dwudziestolatków. Nie szkodzi to staranności, by zachować niezbędną dla wiarygodności ekranizacji wierność książce. Książka nie jest dokumentem, chociaż powstała na podstawie pamiętników Zośki, który zdążył je przekazać Aleksandrowi Kamińskiemu. „Kamienie na szaniec” nie są dokumentem, powstawały raczej „ku pokrzepieniu serc”. Oczywiste, że pisząc swoją opowieść Kamiński literacko przetwarzał pamiętnik Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, zaś z kolei reżyser Robert Gliński budując adaptację jego opowieści przetworzył ją na język filmu i odwołał się do współczesności.

KAMIENIE NA SZANIEC

– Czy dla ludzi współtworzących film była to praca jak każda inna czy raczej rodzaj misji?

– Wiele spraw związanych z tymi czasami odbieram emocjonalnie, z powodu wątku rodzinnego. Mój tata Zbigniew Anusz urodził się w Warszawie. Złożył przysięgę jako żołnierz Armii Krajowej. Był w Kedywie, konspirował i walczył pod pseudonimem „Topór”. Zaś mój wujek Witold Winnicki „Pik” był kolegą „Zośki”, działał w Szarych Szeregach, walczył w Powstaniu Warszawskim w szeregach „Batalionu Zośka”. Gdy po wojnie zaczęły się represje, w wyniku których w więzieniu zamordowany został znany z „Kamieni na Szaniec” „Anoda” – wujek również był aresztowany w tej samej sprawie. Spędził za kratami wiele miesięcy. Znam tę historię z opowieści rodzinnych. Jako chłopiec przysłuchiwałem się rozmowom ojca i wuja. Rzeczywiście, z tych powodów w realizację filmu „Kamienie na szaniec” zaangażowałem się… również emocjonalnie.

– Czy sukces „Kamieni na szaniec” oznacza modę na pewnego typu film historyczny, nie mam oczywiście na myśli filmowych perypetii pierwszych Piastów tylko obrazy, skupione na dylematach ostatnich kilkudziesięciu lat i prezentujące je – jak „Kamienie na szaniec” Glińskiego – z patriotycznego punktu widzenia?

– 800 tys widzów „Kamieni na szaniec” w ciągu miesiąca i również spore zainteresowanie filmem „Jack Strong” o Kuklińskim pokazują pewną stałą już tendencję, w tym roku powstaną jeszcze kolejne filmy o Powstaniu Warszawskim Jana Komasy.

– Jeśli jest tak dobrze, to odwróćmy pytanie. Jakie filmy o historii najnowszej… nie powstały, chociaż powinny. Jak to widzi socjolog i autor wielu książek historycznych?

– Skoro nakręcono już filmy o zamordowanym studencie z Krakowa Stanisławie Pyjasie, to na pewno na filmową opowieść zasługują losy Grzegorza Przemyka, jego śmierć i historia warszawskiej młodzieży z czasów stanu wojennego, jej ówczesna aktywność przeciw systemowi. Dla współczesnej młodzieży byłoby to niewątpliwie ciekawe.

Rozmawiał Łukasz Perzyna, Gazeta Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej „Samorządność” nr 9

zd 2l